Wrzesień. Szkoła w natarciu. Dla wielu z nas to czas na refleksję. Uczyć się jeszcze, nie uczyć? A jeśli tak - to czego i jakimi metodami? Zadbać o rozwój w zakresie własnym, a może skorzystać ze szkoleń? Stać się kolekcjonerem nadmiaru nikomu niepotrzebnych certyfikatów czy przyoszczędzić i kupić książkę z dziedziny wiedzy, którą chcielibyśmy pogłębić? Odpowiedź nasuwająca się w pierwszej myśli jest prosta, ale niesatysfakcjonująca. Brzmi: to zależy - od wielu, wydawałoby się banalnych, czynników. Mówiąc najprościej: nie wszystko jest dla wszystkich - i dotyczy to zarówno zorganizowanych szkoleń czy kursów, jak i (potencjalnie efektywnej) samodzielnej nauki.

Małe nie zawsze jest piękne

Internet wrze. Na forach niemal co chwilę pojawiają się linki do - zdaniem użytkowników - „odklejonych” od rzeczywistości kwot, jakie firmy życzą sobie za naprawdę podstawowe kursy czy szkolenia. Przykład - szkolenie z Excela. Rozgorzała dyskusja. Czego możemy dowiedzieć się na takim spotkaniu? Jakie jest prawdopodobieństwo, że czegokolwiek spoza zakresu zawartego w specjalistycznych książkach? Faktycznie - bliskie zeru, zwłaszcza, jeśli taki kurs skierowany jest do całego społeczeństwa, a więc ma charakter podstawowy. Teoretycznie stosunkowo niewielką i niezbyt trudną partię materiału bez problemu powinniśmy przyswoić samodzielnie. Teoretycznie, bo niestety - nie wszyscy umiemy radzić sobie z odpowiednim przyswajaniem „technicznej” wiedzy z książek.

Wzrokowiec, słuchowiec, kinestetyk

Abstrahując od umiejętności czytania ze zrozumieniem często niełatwego specjalistycznego języka, kiedy chcemy podjąć decyzję o rezygnacji z możliwości odbycia szkolenia, powinniśmy być świadomi swojego typu osobowości, który ma wpływ na sposób przyswajania wiedzy i nabywania nowych umiejętności.

Jak to wygląda w praktyce? Nauka z książek nie powinna stanowić problemu dla wzrokowców. Charakterystyczna dla nich jest niemal fotograficzna pamięć - nie jest przesadą mówienie, że przy próbie odtworzenia przeczytanych wcześniej informacji na jakiś temat właściwie widzą jej dokładne umiejscowienie - stronę w książce czy gazecie, nagłówek itp. W gorszej sytuacji w tym wypadku znajdują się słuchowcy i kinestetycy. Dla pierwszych charakterystyczne jest nie tylko znaczne wyostrzenie słuchu, ale także zwiększony stopień przyswajalności wiedzy „podawanej” w formie dźwięków. Jeśli więc wzrokowiec widzi strony przeczytanej książki, to słuchowiec odtwarza - jak na magnetofonie - odpowiedni fragment, usłyszany wcześniej choćby podczas wykładu. Idealną formą nauki dla słuchowca będzie więc właśnie szkolenie. A co w przypadku kinestetyka? Wydaje się, że - ze względu na ważność bliskości fizycznej, chęci posiadania wokół siebie ludzi itp. - także grupowe kursy będą tu opcją, jeśli nie idealną, to na pewno przynajmniej bardziej satysfakcjonującą z perspektywy kinestetyka niż samodzielne przyswajanie wiedzy z książki czy kursów
e-learningowych.

Teoria a praktyka

Niezależnie od reprezentowanego przez nas typu osobowości warto pamiętać, że sama wiedza teoretyczna na nic się zda w „prawdziwym życiu”. Trzeba więc przedsięwziąć kroki, które pomogłyby w przeniesieniu jej na płaszczyznę praktyki. Jakie? O ile w przypadku wspomnianego Excela jest to jeszcze stosunkowo proste - trudno wyobrazić sobie „wkucie” na pamięć komend, bez sprawdzenia ich skuteczności w programie, o tyle samodzielne wykorzystanie wiedzy z zakresu choćby marketingu „w pojedynkę” i niejako „na użytek własny” wydaje się, jeśli nie być utopią, to na pewno wymagać ściśle określonej ilości czasu i wysiłku, dla osiągnięcia widocznych efektów.

Jak więc sobie pomóc w pogłębieniu zdobytej wiedzy? Szkoleniem, oczywiście. Nie tylko dlatego, że prowadzący je ludzie zazwyczaj są specjalistami z danych dziedzin, więc - co za tym idzie - mają już za sobą pewną praktykę w branżach, o których mówią i są w stanie udokumentować osiągnięcia, których nie mieliby, gdyby nie umiejętne łączenie teorii z praktyką. Istotne jest, że zazwyczaj szkoleniowcy - już
w trakcie kursu - zdając sobie sprawę z bezsensowności przyswajania jedynie wiedzy teoretycznej, stawiają na zademonstrowanie także jej wykorzystania, co jest przecież łatwiejsze w grupie. Na szkoleniu można też dopytać o interesujące nas kwestie czy zweryfikować swój sposób rozumienia przyswojonej w sposób „podręcznikowy” wiedzy.

Jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego

Dobry przyszły pracownik wie, że w okrutnym „świecie biznesu” nie wystarczy stwierdzić, że coś się potrafi. Najlepiej mieć to udokumentowane. Co jednak w sytuacji, kiedy jeszcze nie jesteśmy zdecydowani na branżę, z którą potencjalnie chcielibyśmy się w przyszłości zawodowo związać, a świadomi, że czas nagli, decydujemy się na odbycie kilku szkoleń? Czy istnieją „uniwersalne”, które przydadzą się bez względu na to, co będziemy potem robić? Niestety - a może na szczęście - nie. Dobrze jest więc zachować zdrowy rozsądek i już na wstępie swojej kariery zawodowej nie dokonywać zbyt pochopnych wniosków. Hobbystyczne kolekcjonowanie certyfikatów też nie ma sensu. Może okazać się, że naszpikowane kompletnie niepowiązanymi ze sobą szkoleniami i kursami CV osiągnie efekt odwrotny do zamierzonego - zostanie odrzucone ze względu na wyraźne niezdecydowanie kandydata, a może nawet widoczną desperację. Pozostaje jeszcze stereotypowe myślenie: jak ktoś jest do wszystkiego - to jest do niczego. W końcu z ilu i jak odrębnych od siebie dziedzin można mieć wiedzę głębszą niż powierzchowna? Inna sprawa, że w naszych realiach naprawdę rzadko kogo stać na gromadzenie „papierków” dla samego gromadzenia.

Wnioski

Szkolić się? Oczywiście. Prywatnie? Tak. Grupowo? Też. Sztuka polega na tym, żeby odpowiednio wyważyć proporcje i z gracją lawirować na granicy samodoskonalenia i profesjonalnego przygotowania zawodowego.

Edyta Możejko


Przeczytaj także:

Ona24.eu - All rights reserved.