„Nie ma w Google - nie ma w ogóle!” - zwykło się dziś wskazywać na rolę i ważność Internetu w niemal każdej dziedzinie życia. I choć przytoczona rymowanka ma charakter wyraźnie żartobliwy - trudno polemizować z przekazywaną przez nią treścią. Większość z nas regularnie karmi wyszukiwarki internetowe informacjami o sobie. Czasem robimy to nieświadomie, innym razem - z pełną premedytacją. Ważne jednak, by nie zapędzić się w kozi róg światowej pajęczej sieci i nie stracić twarzy. Pomocne mogą okazać się tu narzędzia do monitorowania wizerunku w Internecie.

Samoświadomość - ważna rzecz. Dobrze więc czasem sprawdzić, jak wygląda nasza wirtualna twarz - bez względu na to, czy jesteśmy osobami prywatnymi czy reprezentującymi firmy i przedsiębiorstwa. W końcu nie od dziś wiadomo, że ostrożności nigdy dość.

Najtrudniejszy pierwszy krok?

Jak zobaczyć nas samych oczami innych internautów? Wystarczy uwierzyć potocznemu stwierdzeniu, że najlepsze rozwiązania to te najprostsze i skorzystać z internetowej wyszukiwarki. Przy założeniu, że pozostajemy w bądź co bądź alternatywnej, ale wciąż polskiej rzeczywistości - najpełniejszy i chyba najbardziej obiektywny obraz powinien dać nam oczywiście serwis Google. Wpisanie zapytania w postaci choćby własnego imienia i nazwiska (opcjonalnie może się tu pojawić także nazwy firmy) opatrzonego cudzysłowem, to pierwszy krok do zobaczenia swojego odbicia w internetowym lustrze.

Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal

Zdarza się, że - jak w normalnym życiu, tak i tutaj - zderzenie z rzeczywistością bywa bolesne. Wbrew temu, co mówi stare porzekadło nie jest jednak prawdą, że „czasem lepiej nie wiedzieć”. Z prostej przyczyny - do udostępnianych w Internecie informacji na nasz temat dziś ma dostęp niemal każdy. Może więc okazać się, że „wygooglać” może nas nie tylko potencjalny przyszły pracodawca (czy pracownik działu HR), ale także potencjalny współpracownik czy klient naszej firmy.
Takie przypuszczenia potwierdzają badania, które wyraźnie wskazują na fakt, że Internet pełni niebagatelną rolę w kreowaniu wizerunku marki. Aż 98% menedżerów sprawdza reputację swojej firmy w Internecie, 72% polskich internautów ufa informacjom w nim zawartym, 60% przedsiębiorców nie waha się przed szukaniem w Internecie informacji na temat kontrahentów, a 40% całej społeczności internetowej wyszukuje firmy i produkty właśnie w Internecie (źródło: BIG InfoMonitor, Risky Business, Reputations Online, przeprowadzone przez Weber Shandwick, European Trusted Brands 2010).  Naprawdę warto więc zwrócić oczy w kierunku konsumentów i możliwie najbardziej regularnie śledzić, czy, co i w jaki sposób o nas „mówią”.

Google prawdę ci powie

Tu po raz kolejny z pomocą przychodzi nieoceniony „wujek Google”, który oddaje do naszej dyspozycji intuicyjne narzędzie do monitorowania wizerunku w sieci - Google Alerts. Skorzystanie z usługi nie wymaga rejestracji, konfiguracja alertu zajmuje kilkanaście sekund i ogranicza się do odpowiedzi na trzy podstawowe pytania: „Co chcemy monitorować?” (Wszystko / Wiadomości / Blogi / Filmy wideo / Dyskusje), „Jak często?” (Na bieżąco / Raz dziennie / Raz w tygodniu) oraz „Jaka ilość wyników nas interesuje?” (tu możliwe jest ograniczenie się do jedynie najlepszych wyników bądź też śledzenie wszystkich, jakie narzędzie Google napotka na swej drodze). Po ich zdefiniowaniu pojawienie się każdej nowej wypowiedzi na nasz temat sygnalizowane będzie odpowiednim e-mailem.

Szybko, kompleksowo, profesjonalnie

Google Alerts to dobry sposób na śledzenie wizerunku zarówno osób prywatnych (bądź też poszczególnych pracowników), jak i firm. Gdyby jednak któreś z większych przedsiębiorstw uznało to narzędzie za niewystarczające - sieć aż huczy od ofert firm, które zarzekają się, że zadbają o nasz e-wizerunek kompleksowo - nie tylko w czasie rzeczywistym będą monitorować zgromadzone na nasz temat informacje czy zapewnią nam stałą możliwość wglądu do archiwalnych analiz treści, ale też - w razie potrzeby - staną w obronie wirtualnej twarzy firmy.

Odpowiednio przygotowane do monitorowania internetowych treści serwisy mogą wyjść do nas także z propozycją stoczenia boju o honor firmy, którą reprezentujemy. Oznacza to, że w przypadku, gdy na pierwszych miejscach w wyszukiwarkach wyświetlają się na nasz temat informacje nieprzychylne bądź nieaktualne - można to za odpowiednią opłatą zmienić. Firmy zajmujące się monitoringiem w Internecie zapewniają, że są w stanie doprowadzić do stanu, gdy zamiast tego naszym oczom ukażą się informacje, jeśli nie pozytywne, to przynajmniej o charakterze neutralnym, nawet jeśli takie nie istnieją. Bo chociaż mówi się, że „z pustego i Salomon nie naleje”, to trzeba też pamiętać, że człowiek potrafi zrobić naprawdę wiele z niczego. Słowem: rzeczone firmy oferują także samo tworzenie odpowiednich opinii.

Monitoring 2.0

Kiedy już nas nieco znudzi monitorowanie oczekiwań i opinii klientów, zawsze dla odmiany możemy poprzyglądać się swoim pracownikom. Śledzenie (pod kątem chociażby opinii dotyczących współpracowników czy niepożądanego upubliczniania tajemnic firmy itp.) treści zamieszczanych na prywatnych profilach społecznościowych czy wypowiedzi na forach różnego rodzaju - to także niektóre z usług oferowanych przez specjalistów zajmujących się internetowym monitoringiem.

Regulacje prawne

W skrajnych przypadkach amerykańskie sądy już wydają orzeczenia o zniesławieniu w komentarzach, zarządzając jednocześnie ich niezwłoczne usunięcie. Polski rząd od takich decyzji jest jeszcze daleki, jednak - jak podaje Gazeta Prawna z dn. 29.06.2011r. - właśnie przygotowuje zmiany w prawie, mające ułatwić firmom, które stają się ofiarami internetowych szykanów czy nieuzasadnionej zawiści, obronę. Ideą projektu jest możliwość zgłoszenia nadużycia (wraz ze wskazaniem podstawy prawnej) administratorowi serwisu, czego skutkiem miałoby być usunięcie wpisu w przeciągu trzech dni lub uzasadnienie w takim terminie decyzji odmownej, gdyby się pojawiła.

Popatrz nie tylko na swoją twarz

Wnioski? Milczenie, jeśli nie jest, to przynajmniej bywa złotem. Oby żaden nieświadomy bycia „inwigilowanym” przez chlebodawców pracownik nie musiał tego odczuć na własnej skórze. A samo monitorowanie wizerunku w Internecie stwarza niemal nieograniczone możliwości. Trzeba jednak potrafić umiejętnie z nich skorzystać - zanim zdecydujemy się na oddanie losu naszego e-wizerunku zewnętrznej firmie, warto naprawdę dokładnie przemyśleć, co konkretnie, w jakim zakresie i za jakie pieniądze chcemy monitorować (koszt usług tego rodzaju waha się w przedziale 200-5000zł i jest zależny od wielkości klienta oraz liczby wpisów na jego temat - podaje Weber Shandwick). Wspomnienie w tym miejscu starożytnego postulatu zachowywania umiaru i powołanie się na zdrowy rozsądek wydaje się całkiem wskazane.

Edyta Możejko


Przeczytaj także:

Ona24.eu - All rights reserved.